poniedziałek, 12 grudnia 2011

"Zmienił Czortków na Trembowlę, teraz płacze jak niemowlę" - czyli w poszukiwaniu korzeni.

Czy próbowaliście kiedyś namówić kobietę na całodzienną wyprawę, związaną z bardzo wczesnym wstawaniem, tłuczeniem się pociągami i przepełnionymi marszrutkami w celu POSZUKIWANIA koszar? Jeśli Wam się to udało, napiszcie proszę jak tego dokonaliście! Na szczęście są w Trembowli ruiny zamku, więc była to dobra przynęta ;)
O tym że ruiny zamku też z historią 9 Pułku Ułanów Małopolskich nierozerwalnie są związane, nikogo zainteresowanego przekonywać nie trzeba. Jednym z `obrzędów` było zdobywanie murów zamku konno, co udało się nielicznym.
Zdjęcie powyższe publikuję, dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Przybyszewskiego, autora monografii "9 Pułk Ułanów Małopolskich 1809-1947". Serdecznie dziękuję! :)

Idąc do zamku mijamy cerkiew, którą oczywiście zwiedzamy, i pomnik Bandery, a na nim świeże kwiaty, flagi. A kiedyś stał w miasteczku pomnik naszego pułku...
Z chmurnymi myślami idę dalej. Jednak grzejące słońce, miłe towarzystwo i ta świadomość, o której już tyle na tym blogu pisałem, nie pozwala mi na "negative thinking". Wbiegamy więc na zamek, z którego murów roztacza się wspaniały widok na okolicę. Z góry próbuje wypatrzyć budynki koszar... Mission impossible! 
Droga na zamek
Dzień wcześniej z pomocą światowej sieci www, robiłem rozeznanie gdzie też koszary mogą się znajdować? I z zupełną niemal pewnością, mogę stwierdzić, że budynek który w polskim internecie jako koszary jest podawany, w rzeczywistości nim nie jest!
Tymczasem podziwiałem widoki i zastanawiałem się jak też nasi protoplaści zdobywali konno te potężne mury? 
I jest to wykonalne! Z jednej strony do zamku prowadzą szerokie schody, które następnie przechodzą w wyłożoną kamieniami dość szeroką drogę. Jest też możliwe dotrzeć do zamku od drugiej strony, mianowicie, od lasku, w którym stoją jeszcze wczesnośredniowieczne ziemne wały obronne usypane jeszcze z rozkazu Василько Романовичa.
 Z tamtej strony dużo łagodniejsze podejście prowadzi, a co ważniejsze, nie ma kasy ani pani w środku, w ogóle nikogo, kto by szaleńca konno chcącego do zamku wjechać, mógł zatrzymać. Panowie!? 
A same mury, no cóż, są dość szerokie, ok. 2 m. Problem jedyny, to rozległa przestrzeń jaka się pod nimi otwiera, która przyprawić może o drżenie łydek, gdy się za daleko wychylimy. Jak zachowałyby się wówczas końskie pęciny, nie wiem. Wjechać na mury też się da, choć teren ruin jest lekko mówiąc, nie uporządkowany, i trzeba bacznie pod nogi patrzeć, by gdzie nie wpaść. Np. do studni... Jedna z najmroczniejszych, w jakie patrzyłem. Głęboka, ciemna czeluść, w której tylko u samego szczytu widać omszałe od starości, grzyba i innej roślinności, kamienie. Lecz dźwięku wrzucanej monety już nie słychać...
Gdzie te koszary?

Wracając do konnego murów zdobywania, osobiście chyba za mało mam fantazji na taki wyczyn, choć z drugiej strony, gdyby nadarzyła się okazja, grzechem byłoby nie spróbować! :)

Z zamku poszliśmy zobaczyć pozostały jedynie cokół pomnika bohaterskiej Zofii Chrzanowskiej i... kozacki plac zabaw dla dzieci. W równie złym stanie, co zamek, choć o kilka stuleci młodszy...
O nieszczęsne koszary postanowiliśmy się zapytać pani w kasie (jako, że moja towarzyszka, choć z trudem, zaakceptowała jednak fakt, iż po Trembowli za tajemniczymi koszarami uganiać się będziemy, i bez jej pomocy NIGDY bym ich nie znalazł!). Pani jednak przez 40 ponad minut nie raczyła powrócić z przerwy obiadowej, poszliśmy więc sami. W stronę katolickiego kościoła, który był kościołem garnizonowym 9 PU. Za sowieckich czasów zamieniony w kino. Dziś znów służy wiernym, choć stale remontowany. Gdy przekroczyliśmy próg, zobaczyliśmy małego Jezuska na szczycie drabiny i pierwszą świecę płonącą na adwentowym wieńcu. Już nie długo święta, a na zewnątrz wiosna! Pracujący robotnicy wskazali drogę do domu księdza - Polaka! Gdzie, nie bez problemów, w końcu trafiliśmy. Jeszcze tylko przeprawa z Rexem, bestyą na łańcuchu, która dotarcie do księdza nam chciała uniemożliwić! W końcu ksiądz wyszedł sam, i cerbera odciągnął. Przyjął nas bardzo miło, na pytanie o koszary (i ruiny jakiegoś klasztoru - opcja Marty na Trembowlę), obdzwonił pół okolicy, m. in. swego kumpla, duchownego greko-katolickiego! :) W końcu upragnione słowa "WIEM GDZIE TO" wypowiedział! Opowiedział też o sobie. Od nieco ponad dwóch lat pracuje w Trembowli, mając pod sobą... 5 parafii w okolicy - sam jeden! Wcześniej 19 lat służył w Rohatyniu. Wierni, to głównie rodziny o polskich korzeniach, jednak nie znający już polskiego języka... Od dwóch miesięcy w posłudze pomagają księdzu dwie zwariowane siostry Sakramentki z Krakowa, które starym mercedesem księdza, zawiozły nas do koszar! Siostra - kierowca w dwa miesiące zdążyła już tutejszym stylem jazdy nasiąknąć. Rusza z piskiem opon, i na widok wychodzącego przed maskę pieszego, z wielkim zdziwieniem pyta: "No co on zdurniał? Nie widzi że jadę?".
Kościół św. Św. Piotra i Pawła z 1927 r., kiedyś garnizonowy.
Siostry jadą na katechezę, którą prowadzą w języku ukraińskim, jako, że, jak już pisałem, znajomość polskiego u miejscowej ludności, znikoma. 
Wysadzają nas pod murami koszar i znów paląc gumę i gazując do dechy pędzą dalej. Patrząc za oddalającą się maszyną, uświadamiam sobie, żem wołowa żupa i nie dość, że siostrom zdjęć nie zrobiłem, to nie wziąłem też do nich ni do księdza namiarów! To chyba podekscytowanie bliskością celu podróży wywołane! Przynajmniej wiem jak do nich dotrzeć, bo planuje wizytę, w szerszym gronie!
Przed nami dwa wolno stojące budynki, które podejrzewam, iż mieściły kiedyś mieszkania oficyjerów i podoficerów naszego pułku. Dziś wciąż zamieszkałe! Marta idzie pierwsza, za chwilę wraca... szybkim krokiem! Za nią wyłania się szaro-brudno-bura bestya, wyglądająca jak skrzyżowanie bernardyna z...kotem perskim, niestety z ilościową przewagą tego pierwszego. Wycofujemy się w pośpiechu i nieładzie, żegnani ponurym spojrzeniem kaprawych oczu. Dobiegamy do głównej bramy - zamknięta! Tak blisko a tak daleko! Tyle wysiłku na nic! Szlag! Robię zdjęcia przez szpary w bramie i wtem widzę pana ochrannika, który z budki na nasz widok wychodzi i... zaprasza do środka! Słuchajcie, naprawdę jakiś pean pochwalny tutejszym ochroniarzom winien jestem! Polscy WYKIDAJŁOWIE bierzcie przykład! :)

Jestem więc u celu i mogę swobodnie po całym terenie koszar się przemieszczać! Ponieważ jest już późno i zachód się zbliża, nie tracąc czasu, łapie za aparat i gnam szukać potwierdzenia, że to NASI tu byli! Bo wszędzie wokół znaki bytności obcych wojsk- sowieckich, a później ukraińskich. A 9 PU wszak przejął budynki po austro-węgierskiej armii. Obecnie koszary są nie używane, wszystkie budynki stoją zamknięte i zapieczętowane! Budynki są jednak w niezłym stanie, nawet szyby w większości okien całe, tylko te dachy azbestowe, ale przynajmniej się do środka nie leje! Próbę czasu najgorzej zniosły najmłodsze sowieckie dobudówki. Nie nowina...
Ślady polskości z premedytacją zacierane. Widzę miejsca po wyrwanych orłach, jednak po długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć potwierdzenie moich domysłów!
Gospodarze terenu, kozy - w tle.
Jestem z tego faktu szczególnie szczęśliwy, bo nie było łatwo znaleźć to miejsce, przekonać moją przewodniczkę do spędzenia ponad połowy dnia na poszukiwaniach (w jej mniemaniu - zmarnowania połowy dnia!;)) i włóczeniu się po koszarach w których nic nie ma! (Kozy były!).

Nad drzwiami, kiedyś był też orzeł...







Teren koszar dziś należy bowiem do kóz. Troje przedstawicieli tego gatunku panuje niepodzielnie nad całym, ogromnym terenem. Nie licząc oczywiście kilku bezpańskich psów i kotów, ale to stały element ukraińskiego krajobrazu...
Koni brak, tylko w `centrum` Trembowli dwie fury przez konie ciągnione widziałem...

Do Czortkowa nie zdążyliśmy dotrzeć, jednak to co zobaczyłem w Terembovli wystarczyło, by w słowa żurawiejki uwierzyć! Strasznie się musiało nudzić naszym, że aż konno na mury zamku chodzili. Ale dziś nawet, szukając domu księdza usłyszeliśmy, by skręcić w uliczkę "przed sklepem z wódką i тютюнeм"... 
Za to okolica przepiękna! 


Zamieszczam zdjęcia na terenie koszar zrobione, oraz oryginalne zdjęcia 9 PU pobrane ze strony: http://forte.amuz.wroc.pl/~roman/d_h_s.htm.
A pozostałe zdjęcia autorstwa Marty, lub też jej aparatem zrobione! :)

"Parada pułku ułanów w Trembowli. W głębi widoczny budynek cerkwi".
Oryginalny podpis pod tym zdjęciem, przekazany mi przez Pana Marka Kopanie: "Jan Nakoneczny przy wojsku rok 30 i 31 przy kawalerii 9 pułku ułanów w Trembowli" - serdecznie dziękuje!
   W głębi kryta ujeżdżalnia 9 Pułku.
Ujeżdżalnia?
Wszędzie plomby

1 komentarz:

  1. DZIEŃKUJĘ PANU MARKOWI KOPANI ZA UDOSTĘPIENIE ZDJĘCIE Z 9 PUŁKU ULANÓW Z TRĘBOWLI.NA TYM ZDJĘCIU JEST MÓJ OJCIEC
    JAN NAKONECZNY BEDE WDZIECZNA ZA KONTAKT CHMIELARZ@VP.PL

    OdpowiedzUsuń