poniedziałek, 10 grudnia 2012

Amet - czyli Odysei koniec!

Pisane 4 maja 2012 roku.

Amet.
Pożegnaliśmy Ameta i te słowa kreśle już w pociągu, w którym UWAGA! otwierają się okna!
Jedynym negatywnym wrażeniem jakie stąd wywożę jest żal, że to już...
Poznałem niesamowitych ludzi - Tatarzy w jakże miłej mi konkurencji gościnności, nie mają sobie równych!
Ale prócz radości i wdzięczności, głowę pełną mam pomysłów na obopólne wykorzystanie nowych znajomości!
Wróćmy do Ameta - pochodzi z bardzo znanej i wpływowej na Krymie rodziny, zarówno ojciec jak i wuj są znacznymi postaciami we władzach Autonomicznej Republiki Krymu. Jednak najważniejszą osobą dla Ameta jest 88- letni dziadek. Dziadek, który skończył jedynie dwie klasy szkoły podstawowej - nie potrafi czytać i pisać. Młode lata zabrała mu wojna, po wojnie deportacja...
Z licznego rodzeństwa, przeżył tylko on. Jest żywą historią Krymu i krymskich Tatarów. Zasłyszane u dziadka historie, Amet opowiada nam. Uwierzcie, jest czego słuchać!

Jednym z pierwszych jego pytań do nas było: "w jakim języku rozmawiają Polacy?". Na naszą chóralną odpowiedź, że po polsku, zasmucił się i powiedział: "No widzisz, a my z Braćmi (Tatarami), rozmawiamy po rosyjsku".
I opowiada więcej, o tym co go boli, że młodzi ludzie, mimo, że tatarski język znają, to ze sobą w nim nie rozmawiają, tylko we własnych domach, a też nie w każdym.
W rodzinnym domu Ameta mówi się tylko po tatarsku. Zresztą z najlepszym przyjacielem, który również był nam uczynnym towarzyszem podczas górskiej wędrówki (uczynnym, bo wiózł nasze plecaki na swoim składaku, którym przejechał 20 km przez góry, by nas spotkać!) Dżamilem też.
Byliśmy świadkami kilku spotkań naszych przyjaciół z ich rówieśnikami. I rzeczywiście, rozmawiali po rosyjsku a część z nich zdecydowanie nadużywała słowa na Б i nie był to naleśnik... Amet zżymał się również na fakt, iż wielu jego ziomków folguje sobie z pomocą różnorakich używek.
A bohater tej opowieści słucha dziadka i ojca, którzy przykazali: NAUKA i SPORT! Sam biega(ł) codziennie 14 km. po górach. Obaj chłopcy zresztą (Dżamil) skaczą nad rozpadlinami niczym kozice. Zajmują się też staniem na rękach na najwyższych skałach i sztukami walki - tajskim boksem, tatarskim narodowym sportem - specyficzną odmianą zapasów.
Zdarza mu się sprawdzić swoje umiejętności w praktyce, na ulicy. A to dlatego, że jak mówi, Tatarzy są często zaczepiani przez Rosjan... I jak to zawsze w takich (albo PO takich) sytuacjach bywa, matka gani a ojciec... też gani (przynajmniej kiedy matka słucha ;) ).
Wszyscy nasi trzej opiekunowie (Aider, Amet i Dżamil) są związani z Tatarską Szkołą. Aider był w niej nauczycielem, wciąż z nią współpracuje - przyjechał jako opiekun grupy na finał konkursu Europa Nostra w Kijowie - tak się poznaliśmy. Amet i Dżamil się w niej uczą (mają po 16 lat).
Zdawałoby się, iż tak doświadczony naród, jak Krymscy Tatarzy (niniejszym polecam książkę J.H. Badera "W rajskiej krainie wśród zielska") będzie dążył do jak najlepszej (narodowej) edukacji swych pociech.
A tu niespodzianka! Nie wiedzieć czemu większość oddaje swych synów i córki szkole... rosyjskiej liczącej ponad 2000 dzieci. Szkoła Tatarska liczy ich... 250! Poziom niski powiecie. Skąd! Jakością nauczania "miażdży" konkurentkę. Chłopcy za kolegów mają: wirtuoza akordeonu (I miejsce w świecie), trąbki oraz mistrza świata we wspomnianym już Muai-thai. Zresztą sam fakt ich udziału w ogólnoukraińskim finale konkursu, gdzie ich poznałem (dla 40 najlepszych szkół z całej Ukrainy) też o tym świadczy. Wracając do sztuk walki, kiedyśmy po zaułkach starego Bachczysaraju krążyli, pokazali mi mistrza Europy w boksie w którejś tam kategorii. Wot, wojowniczy naród! :)

Młody człowiek bardzo się cieszy na pierwszy w życiu wyjazd do Polski. Jedzie na obóz letni organizowany przez polskich Tatarów. I choć mimo planów, nie udało nam się pokatatsja na koniach, to wszak "co się odwlecze, to... lepiej smakuje!" Wizę dostał na 3 lata, więc jeśli nie u mnie, to ja na pewno z zaproszenia na Krym (jeszcze nie raz!) skorzystam! :)

sobota, 1 grudnia 2012

O donieckim street - arcie.

Cóż, niewiele miast widziałem, (w) którym sztuka uliczna tak bardzo pasuje i jest też (o dziwo!) wspierana.
Temat na ten post chodzi mi po głowie w zasadzie odkąd tylko przyjechałem do Doniecka (a skoro koniec wielkimi krokami się zbliża, trzeba się było zabrać... nomen-omen w końcu!). Niestety street-art ma to do siebie, że jest bardzo tymczasowy. I czego nie uda się zapisać w pamięci któregoś z urządzeń w momencie otarcia się o tę swoistą sztukę, często zostaje już tylko w pamięci... za oczami! Także to co zobaczycie maleńkim zaledwie skrawkiem jest tego, co widziałem. Czemu tylko? A no bo popsuta karta w aparacie, bo czasu brak, pogoda, światło, etc - lenistwo! A potem już tych dzieł sztuki próżno szukać...

Na szczęście w miejsce (choć nie zawsze dokładnie w to konkretne!) powstają inne, raz lepsze, innym razem gorsze - de gustibus...

Dość gadania (pisania!) - popatrzcie, pooglądajcie (ew. linki poczytajcie ;) ).

Добрые Люди - Привет Лохнесс! :)
Taki oto piękny obrazek przywitał mnie po ostatnim powrocie do Doniecka!

  Okazało się, że w Doniecku funkcjonuje genialna ekipa Добрые Люди (Dobrzy Ludzie). Rzeczywiście są dobrzy! Podwójnie! Są świetni w tym co robią, a przede wszystkim dzięki nim to miasto - Donieck w sensie, lepszy się staje i na pewno piękniejszy! Wszelcy klatkowi, pociągowi i kiblowi smarowacze - bierzcie przykład!























Widok z brzegu (panorama Doniecka gratis).


I widok z bliska. Ładna Nessie, prawda? :)

To nie jedyne dzieła tej bandy:
To najwyższe ich dzieło :)

U góry widoczny ich podpis.
A tutaj się chyba chłopaki rozgrzewały przed stworzeniem powyższego dzieła - jest tuż obok.
To - nie wiem, co to, ale żeby nie było tak jednostajnie! :)
Добрые Люди nie tylko upiększają budynki, ale też... śmieciarki! :) Miałem okazje widzieć te ich ruchome obrazki! Zresztą popatrzcie sami: http://donetsk.comments.ua/news/2012/10/25/125445.html.

 
Na powyższym filmiku cały proces powstania dzieła- polecam! 

Prócz powyższych prac, chłopaki zdielali jeszcze sporo innych, nie tylko w Doniecku. Sam jeszcze wszystkich tutejszych własnymi oczami nie ujrzałem, postaram się nadrobić braki! A Was zapraszam tutaj: http://alldonetsk.com/photo/422-dobrye-lyudi.html   by z resztą ich twórczości się zapoznać.

A skoro temat street-art, nie mogło zabraknąć Banksy`ego. Bo wyobraźcie sobie, jego pracę też w Ukrainie widziałem, nie w Doniecku wprawdzie, lecz w Kijowie i nie na ulicy, lecz w wypasionej galerii (to tak w ramach uqulturwiania się!), ale... zawsze! ;) Oto ona (praca znaczy się!):

Lenin na łyżworolkach! Oryginał zobaczyć można tu, choć Waszej rozwadze (nie)polecam tej, która na lewo od powyższej: http://pinchukfund.org/en/photo_and_video/photogallery/180/ 

I już całkiem na koniec, nie całkiem w temacie, ale uwielbiam! :)


P.S. Jako, że już trzecia rano, smacznego DZISIEJSZEGO śniadania życzę! I pamiętajcie! Ranek NIE zaczyna się od kawy! Ma swoje uroki ten Donieck prawda? ;)