niedziela, 6 stycznia 2013

"...and the story ends" czyli EPILOG po mojemu!

Epilog
Ciężko pisać zakończenia, zdecydowanie łatwiej zaczynać, zacząć można od czegokolwiek, natomiast jeśli zakończenie traktować jako podsumowanie czegoś, trzeba się już bardziej postarać!
Ale że i czas ku temu dobry (pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia!) postaram się opisać moje wrażenia i przeżycia z pierwszych chwil (2 3 tygodnie) po ostatnim (kolejnym) powrocie zakończeniu mojego pobytu na Ukrainie.
Pierwszy raz piszę ze swojego opolskiego pokoju. Założenie bloga było takie, że pisany będzie tylko i wyłącznie z Ukrainy i dotyczył będzie tego, co tam się w życiu moim wydarzyło. Koniec ma swoje prawa i wszystko tym razem będzie na odwrót!
Świadomość!
Jak niewiele potrzeba do życia, szczęścia etc! Przez pierwszy tydzień po powrocie po prostu wyrzucałem rzeczy... Przeróżne, które jakoś tak się zgromadziły. Do tego stopnia, że nie miałem gdzie rozpakować walizki!
I po co to wszystko? Zwłaszcza gdy najcenniejszą rzeczą którą posiadam jest... ponad 100 letnie siodło. Przeżyje i mnie pewnie! Na rozważania mnie wzięło, ale jedną z podstawowych wartości, którą wywożę z tego wolontariatu jest... właśnie ta świadomość! Być nie mieć! Być z ludźmi i dla ludzi... Moje wielkie ego stłamsiłem, ujarzmiłem i pokonałem! I wiecie co? Świetnie mi z tym! :)
Naprawdę!
Świadomość cieszenia się małymi, bardzo małymi rzeczami... Im mniej masz, tym więcej dostrzegasz, tym czujniejszy i bardziej otwarty na świat, życie, drugiego człowieka i to wszystko co on, ono, ona ( ;) ) z sobą niesie się stajesz! I strach... znika! Skoro nie masz nic do stracenia czegóż się bać? I nagle wszystko się zmienia,  widzisz jak wiele masz, ile otrzymujesz, i jak mało dajesz sam...
Na moich zajęciach z kultury, kiedy omawialiśmy temat polskich zwyczajów noworocznych, opowiadałem o staropolskim zwyczaju oddawania długów.
Tych długów, które pozaciągałem podczas tego roku, nie sposób spłacić! Dlatego też tu i teraz powiem prosto z dna serducha i tak bardzo prosto - DZIĘKUJE! Tym wszystkim, o których już pisałem, tym o których ni słowem nie wspomniałem, ludziom miniętym gdzieś, zapytanym o drogę czy inną podskazkę ;) Te wszystkie twarze, gęby i oblicza nadały smaku i prawdziwości temu pobytowi. Jakiemu pobytowi? Jak to brzmi?! „Żyłem z Wami...” i choć nie cierpiałem (za bardzo) i nie płakałem (za często) to jednak też... dobrze jest wrócić!
Bo okazało się, że wielu ludzi na mnie czekało! Dosłownie! Spotkało mnie iście królewskie powitanie! Zbyt byłem zaskoczony (i zmęczony!) by się popłakać ze wzruszenia, więc tylko rogal od ucha do ucha jaśniał na mym licu (sic!). Na lotnisku powitały mnie przepiękne dziewczęta w ludowych strojach wszelakich wraz z przyjaciółmi ze szwadronu w kawaleryjskich mundurach. To wszystko okraszone chlebem, solą, kiełbasą (ach, jak ja za nią tęskniłem!) i wódką (za nią nie!). Miny ludzi wokół i obsługi lotniska – bezcenne! :) -> EGO! ;)
I kolejny raz powtórzę słowo-klucz tego posta – świadomość! Ona też zmieniła się przez (dzięki) ten (temu) rok(owi). Jak? Ciężko to opisać, ale chyba jest tak, że im bardziej jesteś sobą i żyjesz z sobą w zgodzie, tym bardziej prawdziwy jesteś i... inni to czują i lgną... Nawet Han, który po kilku miesiącach niewidzenia podszedł i się przytulił! Szok! :) Han to koń, o którym też już wspominałem.
Czyli trzeba mi było wyjechać bardzo daleko, by odnaleźć pewne podstawowe prawdy i wartości. A zatem moje podróżowanie to w zasadzie podróż w głąb siebie, tylko gdzieś daleko. Moja przyjaciółka powiedziała kiedyś: „kiedy przekraczasz granicę, pęka twoja wewnętrzna muszla” i ja się z nią zgadzam! Pewnie można podróżować w głąb siebie w zamkniętym pokoju, w otoczeniu buddów i kadzideł, ale, jak z kolei mówi naklejka nalepiona na laptopie innego mego druga, „nie wychodź z domu, bo jeszcze kogoś poznasz!”. Ja poznałem ludzi masę! I to do nich będę wracał! Miejsca są fajne, ale bez ludzi są puste, i to ludzie tworzą miejsca i wspomnienia z nimi związane.
Co dalej?
Ha! To pytanie już wkrótce się rozwiąże!
I choć apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc po powrocie, jeszcze bardziej goni mnie w świat, to jednak (chyba) zostanę, bo pomysłów, projektów, możliwości i przede wszystkim, pracy różnorakiej, w bród!
Zdradzę jeden, ci wspaniali ludzie, którzy tu na mnie czekali, wymyślili, by słowo ciałem się stało, i by blog ten zaistniał na papierze!

Tuż przed odjazdem z moimi gospodarzami-opiekunami-rodzicami-PRZYJACIÓŁMI Mashą i Vitalikiem :)
Zachód słońca gdzieś między Donieckiem a Warszawą.


Sylwestrowy Bal Kawaleryjski.
I z Hanem po balu. Jakiego elementu do pełni szczęścia brakuje na tym zdjęciu? ;)

Tytuł tego posta zaczerpnąłem ze znakomitego kawałka kapeli Blind Guardian, a że tekst cały idealnie wprost opisuję moją aktualną sytuację, zatem i song i tekst "Ku własnej przyjemności, a głupcom na złość", pozwolę tu wkleić:

 

And the story ends
insanity said coldly
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
by the call of the moon
was it really me
I saw in the mirror screaming
I swallowed hate and lies
through a thousand cries
someone's sucking out my energy

What can I do
on this road to nowhere
Heart of dragon lies
at the edge of time

And the story ends
insanity said coldy
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
into insanity's claws

Come with me and join me
a new life's waiting for you
jump through the mirror
leave fear behind
no matter where I tried
the candle light seemed
lost forever
before my vision fades

We're not alone
there's someone else, too
from the mirror's other side
reflecting the cruel part of your soul
it's time for your choice

And the story ends
insanity said coldy
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
by the call of the moon

Heart of dragon lies

I'm not a king
I'm just a bard
how can I trust
if there's good and bad
the wounds of life
they will remain
at least I found a friend(S!) :)


DO USŁYSZENIA I ZOBACZENIA! DZIĘKI ZA UWAG Ę-I!!! :)