niedziela, 6 stycznia 2013

"...and the story ends" czyli EPILOG po mojemu!

Epilog
Ciężko pisać zakończenia, zdecydowanie łatwiej zaczynać, zacząć można od czegokolwiek, natomiast jeśli zakończenie traktować jako podsumowanie czegoś, trzeba się już bardziej postarać!
Ale że i czas ku temu dobry (pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia!) postaram się opisać moje wrażenia i przeżycia z pierwszych chwil (2 3 tygodnie) po ostatnim (kolejnym) powrocie zakończeniu mojego pobytu na Ukrainie.
Pierwszy raz piszę ze swojego opolskiego pokoju. Założenie bloga było takie, że pisany będzie tylko i wyłącznie z Ukrainy i dotyczył będzie tego, co tam się w życiu moim wydarzyło. Koniec ma swoje prawa i wszystko tym razem będzie na odwrót!
Świadomość!
Jak niewiele potrzeba do życia, szczęścia etc! Przez pierwszy tydzień po powrocie po prostu wyrzucałem rzeczy... Przeróżne, które jakoś tak się zgromadziły. Do tego stopnia, że nie miałem gdzie rozpakować walizki!
I po co to wszystko? Zwłaszcza gdy najcenniejszą rzeczą którą posiadam jest... ponad 100 letnie siodło. Przeżyje i mnie pewnie! Na rozważania mnie wzięło, ale jedną z podstawowych wartości, którą wywożę z tego wolontariatu jest... właśnie ta świadomość! Być nie mieć! Być z ludźmi i dla ludzi... Moje wielkie ego stłamsiłem, ujarzmiłem i pokonałem! I wiecie co? Świetnie mi z tym! :)
Naprawdę!
Świadomość cieszenia się małymi, bardzo małymi rzeczami... Im mniej masz, tym więcej dostrzegasz, tym czujniejszy i bardziej otwarty na świat, życie, drugiego człowieka i to wszystko co on, ono, ona ( ;) ) z sobą niesie się stajesz! I strach... znika! Skoro nie masz nic do stracenia czegóż się bać? I nagle wszystko się zmienia,  widzisz jak wiele masz, ile otrzymujesz, i jak mało dajesz sam...
Na moich zajęciach z kultury, kiedy omawialiśmy temat polskich zwyczajów noworocznych, opowiadałem o staropolskim zwyczaju oddawania długów.
Tych długów, które pozaciągałem podczas tego roku, nie sposób spłacić! Dlatego też tu i teraz powiem prosto z dna serducha i tak bardzo prosto - DZIĘKUJE! Tym wszystkim, o których już pisałem, tym o których ni słowem nie wspomniałem, ludziom miniętym gdzieś, zapytanym o drogę czy inną podskazkę ;) Te wszystkie twarze, gęby i oblicza nadały smaku i prawdziwości temu pobytowi. Jakiemu pobytowi? Jak to brzmi?! „Żyłem z Wami...” i choć nie cierpiałem (za bardzo) i nie płakałem (za często) to jednak też... dobrze jest wrócić!
Bo okazało się, że wielu ludzi na mnie czekało! Dosłownie! Spotkało mnie iście królewskie powitanie! Zbyt byłem zaskoczony (i zmęczony!) by się popłakać ze wzruszenia, więc tylko rogal od ucha do ucha jaśniał na mym licu (sic!). Na lotnisku powitały mnie przepiękne dziewczęta w ludowych strojach wszelakich wraz z przyjaciółmi ze szwadronu w kawaleryjskich mundurach. To wszystko okraszone chlebem, solą, kiełbasą (ach, jak ja za nią tęskniłem!) i wódką (za nią nie!). Miny ludzi wokół i obsługi lotniska – bezcenne! :) -> EGO! ;)
I kolejny raz powtórzę słowo-klucz tego posta – świadomość! Ona też zmieniła się przez (dzięki) ten (temu) rok(owi). Jak? Ciężko to opisać, ale chyba jest tak, że im bardziej jesteś sobą i żyjesz z sobą w zgodzie, tym bardziej prawdziwy jesteś i... inni to czują i lgną... Nawet Han, który po kilku miesiącach niewidzenia podszedł i się przytulił! Szok! :) Han to koń, o którym też już wspominałem.
Czyli trzeba mi było wyjechać bardzo daleko, by odnaleźć pewne podstawowe prawdy i wartości. A zatem moje podróżowanie to w zasadzie podróż w głąb siebie, tylko gdzieś daleko. Moja przyjaciółka powiedziała kiedyś: „kiedy przekraczasz granicę, pęka twoja wewnętrzna muszla” i ja się z nią zgadzam! Pewnie można podróżować w głąb siebie w zamkniętym pokoju, w otoczeniu buddów i kadzideł, ale, jak z kolei mówi naklejka nalepiona na laptopie innego mego druga, „nie wychodź z domu, bo jeszcze kogoś poznasz!”. Ja poznałem ludzi masę! I to do nich będę wracał! Miejsca są fajne, ale bez ludzi są puste, i to ludzie tworzą miejsca i wspomnienia z nimi związane.
Co dalej?
Ha! To pytanie już wkrótce się rozwiąże!
I choć apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc po powrocie, jeszcze bardziej goni mnie w świat, to jednak (chyba) zostanę, bo pomysłów, projektów, możliwości i przede wszystkim, pracy różnorakiej, w bród!
Zdradzę jeden, ci wspaniali ludzie, którzy tu na mnie czekali, wymyślili, by słowo ciałem się stało, i by blog ten zaistniał na papierze!

Tuż przed odjazdem z moimi gospodarzami-opiekunami-rodzicami-PRZYJACIÓŁMI Mashą i Vitalikiem :)
Zachód słońca gdzieś między Donieckiem a Warszawą.


Sylwestrowy Bal Kawaleryjski.
I z Hanem po balu. Jakiego elementu do pełni szczęścia brakuje na tym zdjęciu? ;)

Tytuł tego posta zaczerpnąłem ze znakomitego kawałka kapeli Blind Guardian, a że tekst cały idealnie wprost opisuję moją aktualną sytuację, zatem i song i tekst "Ku własnej przyjemności, a głupcom na złość", pozwolę tu wkleić:

 

And the story ends
insanity said coldly
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
by the call of the moon
was it really me
I saw in the mirror screaming
I swallowed hate and lies
through a thousand cries
someone's sucking out my energy

What can I do
on this road to nowhere
Heart of dragon lies
at the edge of time

And the story ends
insanity said coldy
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
into insanity's claws

Come with me and join me
a new life's waiting for you
jump through the mirror
leave fear behind
no matter where I tried
the candle light seemed
lost forever
before my vision fades

We're not alone
there's someone else, too
from the mirror's other side
reflecting the cruel part of your soul
it's time for your choice

And the story ends
insanity said coldy
still waiting for the chance
so out of nowhere it will rise
oh, and another journey starts
by the call of the moon

Heart of dragon lies

I'm not a king
I'm just a bard
how can I trust
if there's good and bad
the wounds of life
they will remain
at least I found a friend(S!) :)


DO USŁYSZENIA I ZOBACZENIA! DZIĘKI ZA UWAG Ę-I!!! :)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Amet - czyli Odysei koniec!

Pisane 4 maja 2012 roku.

Amet.
Pożegnaliśmy Ameta i te słowa kreśle już w pociągu, w którym UWAGA! otwierają się okna!
Jedynym negatywnym wrażeniem jakie stąd wywożę jest żal, że to już...
Poznałem niesamowitych ludzi - Tatarzy w jakże miłej mi konkurencji gościnności, nie mają sobie równych!
Ale prócz radości i wdzięczności, głowę pełną mam pomysłów na obopólne wykorzystanie nowych znajomości!
Wróćmy do Ameta - pochodzi z bardzo znanej i wpływowej na Krymie rodziny, zarówno ojciec jak i wuj są znacznymi postaciami we władzach Autonomicznej Republiki Krymu. Jednak najważniejszą osobą dla Ameta jest 88- letni dziadek. Dziadek, który skończył jedynie dwie klasy szkoły podstawowej - nie potrafi czytać i pisać. Młode lata zabrała mu wojna, po wojnie deportacja...
Z licznego rodzeństwa, przeżył tylko on. Jest żywą historią Krymu i krymskich Tatarów. Zasłyszane u dziadka historie, Amet opowiada nam. Uwierzcie, jest czego słuchać!

Jednym z pierwszych jego pytań do nas było: "w jakim języku rozmawiają Polacy?". Na naszą chóralną odpowiedź, że po polsku, zasmucił się i powiedział: "No widzisz, a my z Braćmi (Tatarami), rozmawiamy po rosyjsku".
I opowiada więcej, o tym co go boli, że młodzi ludzie, mimo, że tatarski język znają, to ze sobą w nim nie rozmawiają, tylko we własnych domach, a też nie w każdym.
W rodzinnym domu Ameta mówi się tylko po tatarsku. Zresztą z najlepszym przyjacielem, który również był nam uczynnym towarzyszem podczas górskiej wędrówki (uczynnym, bo wiózł nasze plecaki na swoim składaku, którym przejechał 20 km przez góry, by nas spotkać!) Dżamilem też.
Byliśmy świadkami kilku spotkań naszych przyjaciół z ich rówieśnikami. I rzeczywiście, rozmawiali po rosyjsku a część z nich zdecydowanie nadużywała słowa na Б i nie był to naleśnik... Amet zżymał się również na fakt, iż wielu jego ziomków folguje sobie z pomocą różnorakich używek.
A bohater tej opowieści słucha dziadka i ojca, którzy przykazali: NAUKA i SPORT! Sam biega(ł) codziennie 14 km. po górach. Obaj chłopcy zresztą (Dżamil) skaczą nad rozpadlinami niczym kozice. Zajmują się też staniem na rękach na najwyższych skałach i sztukami walki - tajskim boksem, tatarskim narodowym sportem - specyficzną odmianą zapasów.
Zdarza mu się sprawdzić swoje umiejętności w praktyce, na ulicy. A to dlatego, że jak mówi, Tatarzy są często zaczepiani przez Rosjan... I jak to zawsze w takich (albo PO takich) sytuacjach bywa, matka gani a ojciec... też gani (przynajmniej kiedy matka słucha ;) ).
Wszyscy nasi trzej opiekunowie (Aider, Amet i Dżamil) są związani z Tatarską Szkołą. Aider był w niej nauczycielem, wciąż z nią współpracuje - przyjechał jako opiekun grupy na finał konkursu Europa Nostra w Kijowie - tak się poznaliśmy. Amet i Dżamil się w niej uczą (mają po 16 lat).
Zdawałoby się, iż tak doświadczony naród, jak Krymscy Tatarzy (niniejszym polecam książkę J.H. Badera "W rajskiej krainie wśród zielska") będzie dążył do jak najlepszej (narodowej) edukacji swych pociech.
A tu niespodzianka! Nie wiedzieć czemu większość oddaje swych synów i córki szkole... rosyjskiej liczącej ponad 2000 dzieci. Szkoła Tatarska liczy ich... 250! Poziom niski powiecie. Skąd! Jakością nauczania "miażdży" konkurentkę. Chłopcy za kolegów mają: wirtuoza akordeonu (I miejsce w świecie), trąbki oraz mistrza świata we wspomnianym już Muai-thai. Zresztą sam fakt ich udziału w ogólnoukraińskim finale konkursu, gdzie ich poznałem (dla 40 najlepszych szkół z całej Ukrainy) też o tym świadczy. Wracając do sztuk walki, kiedyśmy po zaułkach starego Bachczysaraju krążyli, pokazali mi mistrza Europy w boksie w którejś tam kategorii. Wot, wojowniczy naród! :)

Młody człowiek bardzo się cieszy na pierwszy w życiu wyjazd do Polski. Jedzie na obóz letni organizowany przez polskich Tatarów. I choć mimo planów, nie udało nam się pokatatsja na koniach, to wszak "co się odwlecze, to... lepiej smakuje!" Wizę dostał na 3 lata, więc jeśli nie u mnie, to ja na pewno z zaproszenia na Krym (jeszcze nie raz!) skorzystam! :)

sobota, 1 grudnia 2012

O donieckim street - arcie.

Cóż, niewiele miast widziałem, (w) którym sztuka uliczna tak bardzo pasuje i jest też (o dziwo!) wspierana.
Temat na ten post chodzi mi po głowie w zasadzie odkąd tylko przyjechałem do Doniecka (a skoro koniec wielkimi krokami się zbliża, trzeba się było zabrać... nomen-omen w końcu!). Niestety street-art ma to do siebie, że jest bardzo tymczasowy. I czego nie uda się zapisać w pamięci któregoś z urządzeń w momencie otarcia się o tę swoistą sztukę, często zostaje już tylko w pamięci... za oczami! Także to co zobaczycie maleńkim zaledwie skrawkiem jest tego, co widziałem. Czemu tylko? A no bo popsuta karta w aparacie, bo czasu brak, pogoda, światło, etc - lenistwo! A potem już tych dzieł sztuki próżno szukać...

Na szczęście w miejsce (choć nie zawsze dokładnie w to konkretne!) powstają inne, raz lepsze, innym razem gorsze - de gustibus...

Dość gadania (pisania!) - popatrzcie, pooglądajcie (ew. linki poczytajcie ;) ).

Добрые Люди - Привет Лохнесс! :)
Taki oto piękny obrazek przywitał mnie po ostatnim powrocie do Doniecka!

  Okazało się, że w Doniecku funkcjonuje genialna ekipa Добрые Люди (Dobrzy Ludzie). Rzeczywiście są dobrzy! Podwójnie! Są świetni w tym co robią, a przede wszystkim dzięki nim to miasto - Donieck w sensie, lepszy się staje i na pewno piękniejszy! Wszelcy klatkowi, pociągowi i kiblowi smarowacze - bierzcie przykład!























Widok z brzegu (panorama Doniecka gratis).


I widok z bliska. Ładna Nessie, prawda? :)

To nie jedyne dzieła tej bandy:
To najwyższe ich dzieło :)

U góry widoczny ich podpis.
A tutaj się chyba chłopaki rozgrzewały przed stworzeniem powyższego dzieła - jest tuż obok.
To - nie wiem, co to, ale żeby nie było tak jednostajnie! :)
Добрые Люди nie tylko upiększają budynki, ale też... śmieciarki! :) Miałem okazje widzieć te ich ruchome obrazki! Zresztą popatrzcie sami: http://donetsk.comments.ua/news/2012/10/25/125445.html.

 
Na powyższym filmiku cały proces powstania dzieła- polecam! 

Prócz powyższych prac, chłopaki zdielali jeszcze sporo innych, nie tylko w Doniecku. Sam jeszcze wszystkich tutejszych własnymi oczami nie ujrzałem, postaram się nadrobić braki! A Was zapraszam tutaj: http://alldonetsk.com/photo/422-dobrye-lyudi.html   by z resztą ich twórczości się zapoznać.

A skoro temat street-art, nie mogło zabraknąć Banksy`ego. Bo wyobraźcie sobie, jego pracę też w Ukrainie widziałem, nie w Doniecku wprawdzie, lecz w Kijowie i nie na ulicy, lecz w wypasionej galerii (to tak w ramach uqulturwiania się!), ale... zawsze! ;) Oto ona (praca znaczy się!):

Lenin na łyżworolkach! Oryginał zobaczyć można tu, choć Waszej rozwadze (nie)polecam tej, która na lewo od powyższej: http://pinchukfund.org/en/photo_and_video/photogallery/180/ 

I już całkiem na koniec, nie całkiem w temacie, ale uwielbiam! :)


P.S. Jako, że już trzecia rano, smacznego DZISIEJSZEGO śniadania życzę! I pamiętajcie! Ranek NIE zaczyna się od kawy! Ma swoje uroki ten Donieck prawda? ;)

piątek, 23 listopada 2012

No water story...

Miaauuu!!!

W Doniecku, jak w życiu - coś jest albo czegoś nie ma. Z tą różnicą, że w Doniecku wszelkie granice sięgają ekstremum. Więc jeżeli jest zimno, to jest BARDZO ZIMNO! Jeżeli jest gorąco to... masz udar! Zresztą, paradoksalnie, im zimniej tym potem (nomen-omen) goręcej! Jeżeli pada deszcz, to tak, że przerywają mecz EURO (ten, na który miałem bilet ;( ) a uwierzcie, to nie wszystko, na co stać niebo nad Donieckiem: http://evsdonetsk.blogspot.com/2012/05/ciepy-letni-deszcz-ktory-zatopi-donieck.html.

Ok, mamy więc ciepło - zimno, wodę - suszę. Jakich jeszcze elementów brakuje? Gaz! :) Jeśli gaz jest, potrafi buchnąć ci w twarz (opis naszych przygód autorstwa Dawida, skryty pod kolejnym linkiem), a jeśli go nie ma... to nawet tutejszy DMZ... не рабоатет.
Донецкий металлургический завод
Jaki ma to wpływ na życie szarych woluntjorskich myszy? Ano zasadniczy! Brak gazu powoduje pewne trudności w codziennej egzystencji, m. in. takie jak: brak możliwości samodzielnego ugotowania strawy, zagrzania wody (np. na herbatę) czy wreszcie umycia się w cieple (co przy minusowych temperaturach za oknem jest nawet przyjemne!). Ale to było dawno, i stałem się wówczas mistrzem w myciu się w zimnie...


Łatwo jest myśleć, że nic gorszego zdarzyć się nie może dopóki... się zdarzy! Czymże jest wszak perspektywa mycia się w zimnej wodzie w porównaniu z brakiem perspektywy umycia się w ogóle? Na to pytanie muszę odpowiadać sobie codziennie. Ale! Zawsze może być (JESZCZE!) gorzej! W miejscu gdzie aktualnie mieszkam (dzięki uprzejmości moich wspaniałych gospodarzy: Mashy i Vitalika) woda jest... do 22 czasem nawet 23 wieczorem! Ciepła woda, bo zimna jest praktycznie zawsze, nie licząc oczywiście momentów kiedy jej nie ma!
Każdy ma swoją spiskową teorię dziejów. Tutaj odpowiedź, dlaczego nie ma wody...
Ханжонков, Александр Алексеевич
Gorzej? Oczywiście! Jest takie miejsce, wielbione przez pewnego mojego serdecznego znajomego w pieśniach i wierszach (produkcji własnej), Макеевка się nazywa. To taka 'wioska' pod Donieckiem - jakieś 500 tyś. mieszkańców... Jedną z dzielnic Makeewki jest Ханжонково (w moim dowolnym tłumaczeniu: HANŻONKOWO - ja też myślałem, że to chińska dzielnica! :) ). Miejsce nazwane na cześć... twórcy rosyjskiej kinematografii, który gdzieś tam przyszedł na świat 135 lat temu... Domniemywam, iż wtedy też z wodą były problemy, ale może za to czystsza była? Ad rem... w HANŻONKOWIE (dzisiejszy update: wspomniany wyżej twórca wierszy, uświadomił mnie, iż 'problem' dotyczy całej Makiejewki) woda jest... między: 6 a 10 rano i 18 a 22 wieczorem. Fajnie co? 
Z drugiej strony, jeśli przyjrzeć się temu, co z kranu pod nazwą wody, wypływa, to... w zasadzie nie bardzo jest czego żałować!
Zresztą popatrzcie i poczytajcie sami:

http://gazetavv.com/news/ukraine/61028-v-donecke-iz-kranov-techet-sine-zelenaya-voda.html
http://www.donbassonline.net/tag/%D1%85%D0%BB%D0%BE%D1%80%D0%B8%D1%80%D0%BE%D0%B2%D0%B0%D0%BD%D0%B8%D0%B5-%D0%B2%D0%BE%D0%B4%D1%8B-%D0%B2-%D0%B4%D0%BE%D0%BD%D0%B5%D1%86%D0%BA%D0%B5/



Cóż, Что делать? Жизнь такая! Jak się tutaj mawia. Należy wziąć sprawy we własne ręce! Dosłownie! Te 'sprawy' to 6 litrowe baniaki, i pójść z nimi do: a) sklepu (tańsza opcja - ok. 0,4 hrywny za litr, ale za to trzeba przemaszerować kawałek w donieckiej odmianie spaceru farmera z 30 litrami życiodajnej cieczy) lub b) można zbiec na dół do starożytnego beczkowozu, który od czasu do czasu pod blokiem staje. Swoje pojawienie się donośnym trąbieniem ogłasza. Jest to opcja droższa, bowiem litr kosztuje ponad dwa razy drożej. I tym sposobem doszliśmy do kolejnego w tej historii konfliktu tragicznego :)
A do tych rozważań natchnął mnie kolega z bractwa (rycerskiego), który po skończonym treningu (sam nie ćwiczył bo... miał kaca! Вот, Жизнь такая! :) ), wysłany został z czajnikiem po wodę... na herbatę...
I powrócił z pustym, za to z tekstem, który tę lawinę powódź mych wynurzeń, spowodował: "ВОДА УКОНЧИЛАС" i poszedł jej szukać do pobliskiej szkoły...
Mnie z kolei, aż korci, by pokazać Wam wnętrza niektórych 'toalet', które mam "okazje" tutaj oglądać. Są to na tyle "ciekawe" widoki, że pewna koleżanka stworzyła cały album na FCB, czym wywołała krótką, acz burzliwą dyskusję... Albo lepiej poczytajcie: http://evsdonetsk.blogspot.com/2012/04/how-to-survive-in-ukraine.html.

Ja tymczasem pędzę... się umyć! 
O &%^%$(#%$%! 1:59...

Trudne jest życie blogera, ale hej! Żeby nie było, że narzekam i frustracje swe wylewam! Jestem tu, bo bardzo chcę! I... gdyby nie było jak jest, byłoby inaczej (Вот filozofia!) a tak nie jest nudno! :) Nigdy! Choć poziom szaleństwa donieckiego życia czasami (choć rzadko) nawet przez moje wysokie wały się przelewa! ;) 

Doniecki żaglowiec... http://www.youtube.com/watch?v=QMnQF7hjsbI
  

piątek, 2 listopada 2012

Bronek Шанс Wyborowski, czyli powybor(owe)cze impresje

Prolog:
Prologiem niech będą słowa tego, który może spać spokojnie, on i jego miasto (zgadnijcie jakie to? ;) )
I niech Wam ta pieśń podczas lektury (nomen-omen), towarzyszy! http://soundcloud.com/shmelja/track-1 

Obiecywałem sobie, że na tych łamach od polytyky będę stronił, wszak lepsi, bardziej kompetentni i o szerszym horyzoncie są i piszą...

Ale nie uda się ! To trochę jak w piosence: "czasami człowiek musi, inaczej się udusi"! Ja muszę właśnie teraz! Zwłaszcza, że, jak być może wiecie, niemal tydzień temu na Ukrainie odbyły się wybory parlamentarne...
Cóż mnie skłoniło do tych wynaturzeń? Ano kilka zdarzeń i przede wszystkim miłościwie nam (Polakom) panujący, złotousty prezydent Bronisław Komorowski.
Nie czekając (bo po co?) na oficjalne wyniki wyborów (jeszcze wszak głosy wszystkie nie policzone - JESZCZE!) i nie czytając (bo po co?) raportu OBWE o niespełnieniu demokratycznych standardów (http://eastbook.eu/2012/10/country/ukraine/wybory-na-ukranie-nie-spe%C5%82ni%C5%82y-demokratycznych-standard%C3%B3w-raport-mi%C4%99dzynarodowych-misji-obserwacyjnych/)  i nie słuchając (bo po co?)... itd. Nie rozwijając myśli, już się morał nasuwa, mianowicie, nie ma to jak wypowiadać się o kwestiach, o których się nie ma pojęcia. Ale do morału jeszcze powrócę.
Tymczasem o wyborach słów kilka.
Wybory na Ukrainie zaczęły się dla mnie... już dzień wcześniej! Moje wrażenia opisałem na gorąco na facebooku w rubryce "Słowo dnia". Tym słowem wówczas był: закон czyli prawo.

Mianowicie, dzień przed wyborami, w sobotę w szkole języków, gdzie prowadzimy speaking club rozkładano komisję wyborczą. Chciałem uwiecznić tę wiekopomną chwiłę na fotografii. Niestety, (teraz cycat z siebie ;)) "podeszła do mnie bardzo atrakcyjna i jeszcze bardziej ниезабисимая украинска женшина, i nie znoszącym sprzeciwu głosem oznajmiła, iż zdjęć robić nie można. Na moje bezczelne pytanie, dlaczego? Odpowiedziała że taki закон. Na moje jeszcze bardziej bezczelne: ale jaki dokładnie? Odpowiedziała, że закон wisi na drugim piętrze (komisja na parterze, tzn na 1 piętrze, tzn. етаже :)) poszedłem, szukałem, nie znalazłem. To wracam i mówię, że nie ma! A ona na to, że tylko dla członków komisji, i się zaczęło... Dołączyli do dyskusji ukraińscy znajomi i zrobiło się głośno! A takie ładne te urny... Zresztą donieckie wróbelki ćwierkają, że w Donbasie wszystko już jasne...".

Cóż zdjęć nie zrobiłem, ale następnego dnia już w dzień wyborów, pospacerowałem po mieście i... syciłem się niezwykła atmosferą wyborów w Doniecku. Było to prawdziwe święto! W zasadzie potrójne! Po pierwsze: wybory - święto demokracji (sic!), po drugie - 68 rocznica zwycięstwa nad faszyzmem - z tej okazji koncert na placu Lenina - scena, wyobraźcie sobie, cała w niebieskich barwach, fonty zresztą też znane z plakatów pewnej partii... rządzącej! (sic 2!) I po trzecie - święto kościelne! Ikona wielkich rozmiarów w katedrze wystawiona a przed katedrą długa kolejka narodu (http://szachcior.blogspot.com/2011/11/swiety-nikolaj-przynios-zime.html). O tutejszym metropolicie już pewnie słyszeliście - to ten, którego zegarek kosztuje sporo €, ten który nazwał Juszczenkę "sługą Szatana" - wzorem piękności już nie będzie, ale do wyobrażeń diabła jeszcze mu daleko! Zresztą widziałem go wczoraj w cerkwi (metropolitę nie Juszczenkę) w otoczeniu jeszcze kilkudziesięciu duchownych (zegarka nie widziałem - bogato zdobione szaty zasłaniały!).
Wracając do wyborów, zadbano o to, by w ten dzień dla każdego było coś miłego! Więc skoro jest tak miło, to czemu się czepiam? Nie tylko zresztą ja?
Tutaj oddam głos tym, o których pisałem na wstępie, czyli lepszym i mądrzejszym ode mnie, ludziom tworzącym genialny portal eastbook.eu oraz Piotrowi Pogorzelskiemu, korespondentowi Polskiego Radia w Kijowie.
To zaczynamy:
Krzysztof Nieczypor z eastbook.eu przedstawia w fantastyczny sposób niuanse wielkiej (bo wszak i Ukraina największym krajem jest w Europie) polityki:


I blog Piotra Pogorzelskiego, poświęcony wyborom:

Na koniec coś ode mnie, komisja z Mariupola (Doniecka Oblast) wraz z opisem (http://www.ostro.org/general/politics/news/408661/).



Mając na uwadze powyższe, drogi Panie Prezydencie, bądź Pan łaskaw pamiętać, iż otwierając usta (rus. ROT) wypowiada się Pan, Panie Prezydencie, jako przedstawiciel i reprezentant wszystkich nas - Polaków. Ja wiem, że wspaniałych doradców Pan masz... Cóż, mimo to, nie proszę a żądam, bym czytając, słuchając i widząc (http://wiadomosci.onet.pl/raporty/deutsche-welle-w-onecie/faz-krytykuje-polske,1,5293540,wiadomosc.html, http://ipress.ua/articles/chtob_polsha_polsheyu_bila_10590.html) się wstydzić za Pana (i za siebie pośrednio) nie musiał, że otóż nagle, zgodnie z Pana słowy, Polska znów zieloną (bananową) wyspą Europy się staję i jako jedyna..., wróć! Wespół z Rosją, ukraińską 'demokrację' w obecnym jej wydaniu, wspiera... Dlaczego tak? Odpowiedź (ponoć) już za pół roku... A tymczasem... "Zamilczcież, słuchać hadko"!


Ja zaś, natchniony donieckim przeczystym powietrzem wymyśliłem zajęcie na już po, po kadencji.Wybiórcza swą 'tfarz' już ma:





Więc może skoro już przy wyb/i/ór/owych klimatach jesteśmy....



Mógł Bruce:
 

Może i Bron:  

Która wersja Wam bolsze nravitsja?                                                                                                                                   
Epilog: Chcąc skołatane me nerwy ukoić, na randkę poszedłem... I co? I KONIEC! Jak to śpiewała dawno temu Pidżama Porno, nie ona nie słuchała disco - polo, na Partię Regionów głosowała...