środa, 29 lutego 2012

Dzień Muższciny

Taki to obrazek przysłała mi koleżanka na jedynym, prawdziwym i niepowtarzalnym portalu społecznościowym V KONTAKTE (im bardziej na wschód od Bugu, tym VK bardziej rządzi! :))

Nigdy nie przypuszczałem, że kiedykolwiek pomyślę, lub co gorsza napiszę, cokolwiek dobrego o Armii Czerwonej...
A tu proszę! Wszystko zmienił 23 lutego, w którym to dniu kraje byłego sojuza obchodzą День защитника Отечества, nazywany potocznie Dniem Muższciny, czyli mężczyzny. Nie bardzo da się to ŚWIĘTO porównać z naszym banalnym dniem chłopaka. Bo i ich geneza zgoła inna i obchody nieporównywalne! Tutejsze jest bowiem poświęcone Armii Czerwonej, jej żołnierzom, weteranom, ale też wszystkim tym, którzy, w godzinie próby, bez wahania chwycą za broń, by bronić swych bliskich -
Pierwsze zdziwienie przeżyłem rano w autobusie, kiedy wsiadło doń starsze małżeństwo. I to pani ustąpiła panu miejsca, przy okazji czule się do niego uśmiechając i pieszczotliwie gładząc po zarośniętym obliczu, wywołując tym samym również moje rozczulenie.
Jednak największą niespodzianką tego dnia, było wyjście na tzw. "siłkę". Otwieram drzwi świątyni testosteronu i... zmieniam się w jedną z słynniejszych postaci biblijnych, kobietę w dodatku! W żonę Lota mianowicie - tak mnie zamurowało! Z letargu wyrwał mnie wrzask kolegów, by drzwi zamknąć bo холодно! No to wszedłem i zamknąłem. Zastanawiacie się pewnie co takie wrażenie na mnie zrobiło? Nasze "siłowniowe" koleżanki, w większej zresztą "sile" niż zwykle przybyłe, i co najważniejsze, inaczej też odziane! :) Nie dość że same wyglądające prześlicznie, próbowały też przyozdobić nasze miejsce spotkań. Wszędzie wisiały więc balony i rysunki. Jeden z nich zwłaszcza mi się spodobał - przedstawiał zajączka w sportowym wdzianku, dźwigającego ciężką sztangę, w tle symbol Audi lub olimpiady, do wyboru, i podpis: "od żeńskiego kolektywu" :). Urocze! A do tego wszystkiego przyniosły jeszcze tak potrzebne przy intensywnym wysiłku fizycznym, węglowodany w postaci soków, tortów i... cukierków! :)

A wyglądały tak:
A tu ze mną! :)


I jeszcze raz!
I całą (męską) bandą:
Czwarty pan od prawej, to nasz trener i... jego dziadek był Polakiem!
I na koniec wszyscy razem:

Po powrocie z siłowni do domu, powitały i obdarowały prezentem w postaci Drinking Bingo (to to coś jak dla chomika), nasze wspaniałe współtowarzyszki niedoli, czyli Mama Sasza i Magda. Prezent został czem prędzej wypróbowany czy aby działa? Działa! Dziękuje(MY)!

Kończąc, refleksją taką się podzielę. Po tym dniu, zapewniam, fanem czerwonej armady się nie stałem. Jednak miło jest zobaczyć dziewczyny, panie i starsze nawet kobiety, próbujące na wszelakie sposoby umilić nam, facetom,  życie! (A że okazja taka, no trudno! Znajomy Pułk Kozaków Im. Bohuna, umieścił na wspomnianym wcześniej medium, materiał o tym, iż jest to święto okupanta!).
Zaś poznany również zresztą na tej siłowni kolega, oksfordzką angielszczyzną przewagi ukraińskich dziewcząt wyliczał: że harują jak (nomen-omen ;)) konie - praca lub dwie, dom, dzieci, mąż, no i jeszcze że piękne. Fakt! Bo jak oceniła, też niczego sobie, koleżanka - Meksykanka, "average is 8" (w skali do 10). Więc drogie Panie zdają sobie panowie z Waszej wspaniałości sprawę! Możliwość okazania tego wkrótce!
Tymczasem od święta mężczyzn przeszedłem do kobiet, a to wszak temat godzien odrębnego potraktowania, ale to już w innej bajce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz