Czy próbowaliście kiedyś namówić kobietę na całodzienną wyprawę, związaną z bardzo wczesnym wstawaniem, tłuczeniem się pociągami i przepełnionymi marszrutkami w celu POSZUKIWANIA koszar? Jeśli Wam się to udało, napiszcie proszę jak tego dokonaliście! Na szczęście są w Trembowli ruiny zamku, więc była to dobra przynęta ;)
O tym że ruiny zamku też z historią 9 Pułku Ułanów Małopolskich nierozerwalnie są związane, nikogo zainteresowanego przekonywać nie trzeba. Jednym z `obrzędów` było zdobywanie murów zamku konno, co udało się nielicznym.
![]() |
Zdjęcie powyższe publikuję, dzięki uprzejmości Pana Andrzeja Przybyszewskiego, autora monografii "9 Pułk Ułanów Małopolskich 1809-1947". Serdecznie dziękuję! :) |
Idąc do zamku mijamy cerkiew, którą oczywiście zwiedzamy, i pomnik Bandery, a na nim świeże kwiaty, flagi. A kiedyś stał w miasteczku pomnik naszego pułku...
Z chmurnymi myślami idę dalej. Jednak grzejące słońce, miłe towarzystwo i ta świadomość, o której już tyle na tym blogu pisałem, nie pozwala mi na "negative thinking". Wbiegamy więc na zamek, z którego murów roztacza się wspaniały widok na okolicę. Z góry próbuje wypatrzyć budynki koszar... Mission impossible!
Droga na zamek |
Dzień wcześniej z pomocą światowej sieci www, robiłem rozeznanie gdzie też koszary mogą się znajdować? I z zupełną niemal pewnością, mogę stwierdzić, że budynek który w polskim internecie jako koszary jest podawany, w rzeczywistości nim nie jest!
Tymczasem podziwiałem widoki i zastanawiałem się jak też nasi protoplaści zdobywali konno te potężne mury?
I jest to wykonalne! Z jednej strony do zamku prowadzą szerokie schody, które następnie przechodzą w wyłożoną kamieniami dość szeroką drogę. Jest też możliwe dotrzeć do zamku od drugiej strony, mianowicie, od lasku, w którym stoją jeszcze wczesnośredniowieczne ziemne wały obronne usypane jeszcze z rozkazu Василько Романовичa.
Z tamtej strony dużo łagodniejsze podejście prowadzi, a co ważniejsze, nie ma kasy ani pani w środku, w ogóle nikogo, kto by szaleńca konno chcącego do zamku wjechać, mógł zatrzymać. Panowie!?
Z tamtej strony dużo łagodniejsze podejście prowadzi, a co ważniejsze, nie ma kasy ani pani w środku, w ogóle nikogo, kto by szaleńca konno chcącego do zamku wjechać, mógł zatrzymać. Panowie!?
A same mury, no cóż, są dość szerokie, ok. 2 m. Problem jedyny, to rozległa przestrzeń jaka się pod nimi otwiera, która przyprawić może o drżenie łydek, gdy się za daleko wychylimy. Jak zachowałyby się wówczas końskie pęciny, nie wiem. Wjechać na mury też się da, choć teren ruin jest lekko mówiąc, nie uporządkowany, i trzeba bacznie pod nogi patrzeć, by gdzie nie wpaść. Np. do studni... Jedna z najmroczniejszych, w jakie patrzyłem. Głęboka, ciemna czeluść, w której tylko u samego szczytu widać omszałe od starości, grzyba i innej roślinności, kamienie. Lecz dźwięku wrzucanej monety już nie słychać...
Gdzie te koszary? |
Z zamku poszliśmy zobaczyć pozostały jedynie cokół pomnika bohaterskiej Zofii Chrzanowskiej i... kozacki plac zabaw dla dzieci. W równie złym stanie, co zamek, choć o kilka stuleci młodszy...
O nieszczęsne koszary postanowiliśmy się zapytać pani w kasie (jako, że moja towarzyszka, choć z trudem, zaakceptowała jednak fakt, iż po Trembowli za tajemniczymi koszarami uganiać się będziemy, i bez jej pomocy NIGDY bym ich nie znalazł!). Pani jednak przez 40 ponad minut nie raczyła powrócić z przerwy obiadowej, poszliśmy więc sami. W stronę katolickiego kościoła, który był kościołem garnizonowym 9 PU. Za sowieckich czasów zamieniony w kino. Dziś znów służy wiernym, choć stale remontowany. Gdy przekroczyliśmy próg, zobaczyliśmy małego Jezuska na szczycie drabiny i pierwszą świecę płonącą na adwentowym wieńcu. Już nie długo święta, a na zewnątrz wiosna! Pracujący robotnicy wskazali drogę do domu księdza - Polaka! Gdzie, nie bez problemów, w końcu trafiliśmy. Jeszcze tylko przeprawa z Rexem, bestyą na łańcuchu, która dotarcie do księdza nam chciała uniemożliwić! W końcu ksiądz wyszedł sam, i cerbera odciągnął. Przyjął nas bardzo miło, na pytanie o koszary (i ruiny jakiegoś klasztoru - opcja Marty na Trembowlę), obdzwonił pół okolicy, m. in. swego kumpla, duchownego greko-katolickiego! :) W końcu upragnione słowa "WIEM GDZIE TO" wypowiedział! Opowiedział też o sobie. Od nieco ponad dwóch lat pracuje w Trembowli, mając pod sobą... 5 parafii w okolicy - sam jeden! Wcześniej 19 lat służył w Rohatyniu. Wierni, to głównie rodziny o polskich korzeniach, jednak nie znający już polskiego języka... Od dwóch miesięcy w posłudze pomagają księdzu dwie zwariowane siostry Sakramentki z Krakowa, które starym mercedesem księdza, zawiozły nas do koszar! Siostra - kierowca w dwa miesiące zdążyła już tutejszym stylem jazdy nasiąknąć. Rusza z piskiem opon, i na widok wychodzącego przed maskę pieszego, z wielkim zdziwieniem pyta: "No co on zdurniał? Nie widzi że jadę?".
Kościół św. Św. Piotra i Pawła z 1927 r., kiedyś garnizonowy. |
Siostry jadą na katechezę, którą prowadzą w języku ukraińskim, jako, że, jak już pisałem, znajomość polskiego u miejscowej ludności, znikoma.

Przed nami dwa wolno stojące budynki, które podejrzewam, iż mieściły kiedyś mieszkania oficyjerów i podoficerów naszego pułku. Dziś wciąż zamieszkałe! Marta idzie pierwsza, za chwilę wraca... szybkim krokiem! Za nią wyłania się szaro-brudno-bura bestya, wyglądająca jak skrzyżowanie bernardyna z...kotem perskim, niestety z ilościową przewagą tego pierwszego. Wycofujemy się w pośpiechu i nieładzie, żegnani ponurym spojrzeniem kaprawych oczu. Dobiegamy do głównej bramy - zamknięta! Tak blisko a tak daleko! Tyle wysiłku na nic! Szlag! Robię zdjęcia przez szpary w bramie i wtem widzę pana ochrannika, który z budki na nasz widok wychodzi i... zaprasza do środka! Słuchajcie, naprawdę jakiś pean pochwalny tutejszym ochroniarzom winien jestem! Polscy WYKIDAJŁOWIE bierzcie przykład! :)
Jestem więc u celu i mogę swobodnie po całym terenie koszar się przemieszczać! Ponieważ jest już późno i zachód się zbliża, nie tracąc czasu, łapie za aparat i gnam szukać potwierdzenia, że to NASI tu byli! Bo wszędzie wokół znaki bytności obcych wojsk- sowieckich, a później ukraińskich. A 9 PU wszak przejął budynki po austro-węgierskiej armii. Obecnie koszary są nie używane, wszystkie budynki stoją zamknięte i zapieczętowane! Budynki są jednak w niezłym stanie, nawet szyby w większości okien całe, tylko te dachy azbestowe, ale przynajmniej się do środka nie leje! Próbę czasu najgorzej zniosły najmłodsze sowieckie dobudówki. Nie nowina...
Ślady polskości z premedytacją zacierane. Widzę miejsca po wyrwanych orłach, jednak po długich poszukiwaniach udało mi się znaleźć potwierdzenie moich domysłów!
Gospodarze terenu, kozy - w tle. |
Jestem z tego faktu szczególnie szczęśliwy, bo nie było łatwo znaleźć to miejsce, przekonać moją przewodniczkę do spędzenia ponad połowy dnia na poszukiwaniach (w jej mniemaniu - zmarnowania połowy dnia!;)) i włóczeniu się po koszarach w których nic nie ma! (Kozy były!).
Nad drzwiami, kiedyś był też orzeł... |
Teren koszar dziś należy bowiem do kóz. Troje przedstawicieli tego gatunku panuje niepodzielnie nad całym, ogromnym terenem. Nie licząc oczywiście kilku bezpańskich psów i kotów, ale to stały element ukraińskiego krajobrazu...
Koni brak, tylko w `centrum` Trembowli dwie fury przez konie ciągnione widziałem...
Do Czortkowa nie zdążyliśmy dotrzeć, jednak to co zobaczyłem w Terembovli wystarczyło, by w słowa żurawiejki uwierzyć! Strasznie się musiało nudzić naszym, że aż konno na mury zamku chodzili. Ale dziś nawet, szukając domu księdza usłyszeliśmy, by skręcić w uliczkę "przed sklepem z wódką i тютюнeм"...
Za to okolica przepiękna!
Za to okolica przepiękna!
Zamieszczam zdjęcia na terenie koszar zrobione, oraz oryginalne zdjęcia 9 PU pobrane ze strony: http://forte.amuz.wroc.pl/~roman/d_h_s.htm.
A pozostałe zdjęcia autorstwa Marty, lub też jej aparatem zrobione! :)
![]() |
"Parada pułku ułanów w Trembowli. W głębi widoczny budynek cerkwi". |
Ujeżdżalnia? |
Wszędzie plomby |
DZIEŃKUJĘ PANU MARKOWI KOPANI ZA UDOSTĘPIENIE ZDJĘCIE Z 9 PUŁKU ULANÓW Z TRĘBOWLI.NA TYM ZDJĘCIU JEST MÓJ OJCIEC
OdpowiedzUsuńJAN NAKONECZNY BEDE WDZIECZNA ZA KONTAKT CHMIELARZ@VP.PL